Żurawina do kaczki, do gęsi, pasztetu czy innych mięs. Przepyszny dodatek. W mojej rodzinie niezastąpiony. No może buraczki do obiadu, bo babcia robi najlepsze na świecie. Tak przynajmniej twierdzi mój Kubuś. Przed świętami pokazała się w sklepach żurawina amerykańska wyhodowana w Polsce. Amerykańska, bo to taka odmiana. Wielka, dojrzała, ciemno-bordowa, no po prostu aż chce się ją kupić. Trafiłam na taką w Lidlu. Trafiła pierwsza moja młodsza córcia i dała mamusi cynk. I tym sposobem nabyłam takową. Jeśli na nią traficie, niekoniecznie w Lidlu, w warzywniakach tyż można spotkać, kupcie:
1 kg żurawiny
3 mandarynki
1 cytrynę
2 jabłka
0,6 kg cukru
1/2 szklanki wody ( woda darmowa z kranu )
Żurawinę wsypcie do garnka, nalejcie wody, wtedy ewentualne nieproszone listki czy inne paprochy wypłyną. Można je wtedy bez problem usunąć. Odcedźcie na durszlaku. Podzielcie na dwie części.
Do w miarę płaskiego garnka wsypcie cukier, wlejcie wodę i sok wyciśnięty z mandarynek. Mieszając zaczekajcie aż cukier się rozpuści. Wsypcie połowę owoców. Po zagotowaniu zmniejszcie ogień do minimum, tak żeby tylko pyrkało. Aha, koniecznie przykryjcie siatkową pokrywką, bo cała kuchnia i okolice będą w czerwone kropeczki. Pyrkamy 15 minut. W tak zwanym międzyczasie obieramy jabłka i kroimy w grubą kostkę. Ja użyłam jabłka deserowe, bo typu „Szara reneta” się rozklapciają, no chyba, że nie chcecie czuć innych tekstur. Ha,ha, zawsze chciałam użyć tego zwrotu. Tak się wymądrzają kucharze. Po tym czasie wsypujemy resztę żurawiny, pokrojone jabłka i otartą skórkę z cytryny. Smażymy kolejne 15 minut.
Na koniec dodajemy sok z cytryny i jeszcze trzymamy na ogniu 5 minut. Przygotujcie słoiczki i rozlejcie konfiturę. Mocno zakręćcie i do góry nogami, żeby się zassały.
Właściwie te stawianie do góry nogami jest niepotrzebne, bo smażona żurawina jest tak pyszna, że na pewno się nie zepsuje. Ja niestety musiałam zrobić drugą porcję, bo zrobiłam taki próbny alarm przed przyjazdem dzieci na święta. Chciałam sprawdzić, czy dobrze wyszła. Misio tak próbował, że został jeden słoiczek. Przyznaję się bez bicia, ja też troszku próbowałam. Wyszła g e n i a l n a. Namawiam do zrobienia. Nie będziecie żałować poświęconej godziny.
Wasza
Zostaw komentarz