Bardzo lubię gotować. Mam to po mamie. Ale w przeciwieństwie do niej lubię sobie ułatwiać życie. Pewnie dlatego, że jestem z natury leniwą kobietą. Chociaż podobno większość wynalazków wywodzi się właśnie z tego. Dlatego staram się, żeby robiąc jedną rzecz zrobić dwie albo i trzy przy okazji. Takie moje „łoś end goł”.
Wątróbka. Jedni lubią, inni nie znoszą. Ja bardzo od maleńkości. Jeśli zdecydujecie się spróbować i zrobić na obiad to można wyczarować naprawdę pyszną potrawę. Kupcie wątróbkę, najlepiej kurzęcią bo jest najdelikatniejsza. Przygotujcie jeszcze ze 2 jabłka pokrojone w cząstki, 2 cebule w plasterki lub półplasterki, kilka suszonych śliwek, majeranek. Obsmażcie na maśle wątróbkę, dodajcie śliwki, cebulę, jabłka, posypcie majerankiem i przykryjcie pokrywką. Zmniejszcie ogień, niech się poddusi wszystko do momentu, aż jabłka będą miękkie. Do tego ziemniaki, ulubiona surówka i w parę minut obiad gotowy. A teraz najlepsze. Jak zostanie trochę, to wystudzone wrzućcie do blendera, dodajcie trochę kaparów, odrobinę porto albo innego słodkiego wina i zmiksujcie, ale nie za mocno, żeby były grudki. Zróbcie grzanki z bułki, posmarujcie pastą i pyszna, elegancka przystawka gotowa. Zachwyci nawet najbardziej wybrednego gościa.
Buraki. Moja cała rodzina uwielbia je. Gotuję hurtowo kilka kilogramów, bo to jeden bałagan, a nie ma takiej opcji, żeby przy okazji nie upaprać całej kuchni. Trę na tarce oczywiście mechanicznej – w sensie w ziuchu elektrycznym, część zostawiam na obiad, a resztę upycham do pojemniczków i zamrażam. Na następny raz jak znalazł, zwłaszcza jak nie ma czasu na gotowanie.
Zanim wszystkie buraczki potraktujecie tarką, zostawcie 3-4 w całości. Można z nich wyczarować pyszne sałatki.
Pierwsza. Ugotujcie garść fasolki szparagowej, ale tak na pół twardo, pokrójcie na kawałki. Na płaski talerz czy półmisek poszatkujcie na cienkie kawałeczki buraczki, rozłóżcie je cienką warstwą. Na nie rozsypcie fasolkę, kapary, pokruszony ser feta, polejcie sosem winegret. Sałatka taka, że klękajcie narody. Przepis dostałam od męża bratanicy Agaty. Taka młoda a takie rzeczy wymyśla. Wypróbujcie, teraz to moja sztandarowa sałatka na każde przyjęcie.
Druga. Bardzo prosta. Buraczki, jabłko, cebula- wszystko pokrojone w kostkę plus sos winegret.Koniec. Super sałatka nawet do obiadu.
Przypominacie sobie, jak namawiałam Was do zrobienia sosu winegret na zapas? Zobaczcie, ile razy przydaje się do wykończenia potrawy na szybko.
Czosnek. Niby nic, a ile trzeba tracić czasu, żeby obrać ząbki, a ta cholerna łuska nie chce zejść. Jak macie chwilę i na spokojnie gotujecie, obierzcie więcej, włóżcie do słoiczka i do lodówki. Będzie jak znalazł.
Ziemniaki. Jeszcze nie zdarzyło mi się ugotować tyle, żeby nic nie zostało. Macie to samo? No właśnie. Kur jeszcze nie mam, gołębie nie jedzą a szkoda wyrzucić. Ale kartofel to podstawa kolacyjnej sałatki. Wersja podstawowa to ziemniaki pokrojone w kostkę, cebula takowoż, dużo kopru i majonez. Chwila moment i jest. Moja Martusia ( w sensie córka) robi taką sałatkę na bogato. Dodaje jeszcze ogórek kiszony albo konserwowy i boczek wędzony pokrojony w kostkę, wysmażony na chrupiące skwarki. Wułala. Kolacja jak się patrzy.
Widzicie jak można sobie ułatwiać gotowanie? Spróbujcie. Myślę, że warto.
Wasza szukająca sposobów na leniuchowanie
Jola
Zostaw komentarz