Dzisiaj kulinarny pojedynek : pizza kontra frytki. Co jest lepsze? Dla niektórych to pytanie z serii „osiołkowi w żłobie dano”. Naukowo udowodnione przeze mnie, że łasuchom trudno wybrać. Ja nie mam takich dylematów, bo nie przepadam ani za jednym, ani za drugim, ale mój Misio to jadłby to na zmianę. A „maciuś” rośnie. I tylko słyszę: co ja jem, no przecież widzisz. Widzę.
Sprzedam Wam tanio przepis na ciasto na pizzę. Dostałam go od koleżanki sympatycznej – Wiesi, która jest specjalistką od potraw kuchni włoskiej. Jest prosty, łatwy do wykonania i niezawodny. Przecież o to chodzi.
Przygotujcie :
1 kg mąki pszennej
10 dkg drożdży
2-3 łyżeczki cukru
2 płaskie łyżki od zupy soli
8 łyżek oliwy z oliwek (jak nie mam daję nasz rodzimy olej rzepakowy i jest ok)
mleko pół na pół z wodą, ale zabijcie nie powiem ile dokładnie, róbcie to na oko, na pewno około 2 szklanek.
Drożdże rozróbcie z ciepłą wodą i odrobiną cukru, niech się biorą do roboty i urosną. Mąkę wsypcie do miski, dodajcie sól, cukier, oliwę albo olej, wyrośnięte drożdże i po trochu ciepłą wodę z mlekiem. Wyrabiajcie tak długo, aż ciasto wyda się Wam dostatecznie gładkie i elastyczne. Teraz przykryjcie ściereczką i niech sobie spokojnie rośnie. Powinno podwoić swoją objętość. Jak wyrośnie to jeszcze raz je pomordujcie i niech drugi raz wyrośnie.
W tak zwanym międzyczasie przygotujcie dodatki, jakie mają się znaleźć na naszym obiekcie pożądania: sos pomidorowy (ja leniwa kobieta najczęściej daję ketchup), ulubioną wędlinę, ser mozzarella, albo jaki sobie Pani magister życzy, oliwki, ananasy itd, itp.
Wyrośnięte ciasto podzielcie na cztery części. W zależności od możliwości przerobowych rodziny rozwałkujcie odpowiednią ilość części w dowolną figurę geometryczną. Mnie wychodzi skrzyżowanie koła z kwadratem, ale wmawiam,że tak właśnie wygląda prawdziwa włoska pizza.
Starajcie się rozwałkować jak najcieniej, no chyba, że Wasi domownicy lubią na grubym spodzie.
Teraz pora na sos albo ketchup jak kto woli.
Rozsmarujcie go na cieście i ułóżcie wędlinę. ja najczęściej kładę salami, ale dla Hanci robię z szynką.
Teraz pora na mozzarellę albo inny ulubiony ser.
Wstawcie do piekarnika rozgrzanego do maksymalnej temperatury, pieczcie do zrumienienia brzegów i lekko pyrkającego sera.
Gotowe. Prawda, że nie takie trudne.
Zostało nam jeszcze niewykorzystane ciasto. Podzielcie go na części, włóżcie do torebek i zamroźcie. Przyda się na następny raz. Wystarczy rozmrozić, rozwałkować, ułożyć dodatki, upiec i obiad albo kolacja gotowa raz, dwa.
Frytki. Złociste, chrupiące. Smażę je, a właściwie piekę dosyć często. Od dawna nie kupuję mrożonych. Robię sama. Trwa to chwilę. Wystarczy obrać kartofle, pokroić na frytki i ręcznikiem papierowym wysuszyć. Rozgrzejcie piekarnik do 200 stopni. Ziemniaki rozłóżcie na papierze do pieczenia, polejcie olejem, niedużo, tylko tyle, żeby się nie posklejały i przemieszajcie.
Pieczcie z termoobiegiem do zrumienienia i gotowe. Przynajmniej wiemy co jemy.
Uff. Ale się rozpisałam. Ale już więcej nie będę Was zanudzać. Mam nadzieję, że skorzystacie z moich przepisów.
Pozdrawiam i do następnego razu.
Zostaw komentarz