Tłusty czwartek, combrowy czwartek, zapusty. Rozpoczyna się ostatni tydzień karnawału. W Polsce i części katolickich Niemiec według tradycji dozwolone jest objadanie się tradycyjnymi na ten czas pączkami i faworkami. Dietetyczki pewnie przewracają oczami, ale niech nie ważą się przekonywać, że cała dieta pójdzie w łeb. Tradycja to rzecz święta i od tego jeszcze nikt nie umarł.
Przepis na faworki już Wam podawałam. Dzisiaj pora na pączki.
W mojej starej książce, którą odziedziczyłam po mojej teściowej, babci Hani, są przepisy na pączki wyborne, doskonałe, kruche z jabłkami, ale najlepszy to ten na pączki wyśmienite. Według tej receptury smażę te pyszności już prawie 30 lat. Smakują nie tylko świeże, można je jeść jeszcze przez kilka następnych dni i smakują równie dobrze.Tak twierdzi mój mąż. Zajada je bezkarnie bo twierdzi że nie tuczą. On ma zawsze rację, nawet jak jej nie ma.
Przepis może wydać się trochę skomplikowany, ale to tylko pozory.
Przygotujcie:
12 żółtek
3 łyżki cukru
1/4 litra mleka
1 kg mąki
25 dkg masła
10 dkg drożdży
kieliszek rumu (albo innego alkoholu, ja użyłam cytrynówki i też było super)
łyżeczka soli
1,5-2 kg smalcu
opakowanie marmolady owocowej twardej – 500g
Ubijcie żółtka z cukrem na puszystą masę, zalejcie wrzącym mlekiem, tylko powoli, aby żółtka się nie zważyły. Mąkę wsypcie do dużej miski, wlejcie żółtka, stopione masło, rozczyn drożdży, rum i sól. Wyróbcie dobrze ciasto, aby było gładkie. Nakryjcie miskę ściereczką i postawcie w ciepłym miejscu do wyrośnięcia.
Jak ciasto wyrośnie jeszcze raz przemieszajcie i niech drugi raz wyrośnie.
Przygotujcie ściereczkę do układania pączków i miękkie masło do natłuszczania palców. Bierzcie po kawałku ciasta wielkości dużego orzecha włoskiego, formujcie kulkę i układajcie na ściereczce zachowując odstępy bo urosną. Powinno wyjść około 50 sztuk.
W dużej głębokiej patelni lub płaskim garnku z pokrywą ( ważne! ) rozpuśćcie smalec. Musi być mocno rozgrzany. Wrzucajcie po kilka sztuk spodem do góry, nie za dużo, by miały dość miejsca, bo jeszcze urosną. Nakryjcie pokrywą. Jak będą od spodu brązowe obróćcie patyczkiem (takim od szaszłyków) na drugą stronę i dalej smażcie bez pokrywy. Gdy przewracają się z powrotem to znak, że są jeszcze nie usmażone.
Gotowe wyjmujcie łyżką cedzakową na ręcznik papierowy. Jak uporacie się ze wszystkimi bierzemy się za nadziewanie i lukrowanie. Nadziewam pączki po usmażeniu, bo niestety zdarzało mi się, że niektóre z marmoladą rozklejały mi się w czasie smażenia i efekt wiadomo jaki. Tym chytrym sposobem nie ma problemu. Nakładajcie marmoladę do rękawa cukierniczego z długą tylką albo do strzykawki. Wbijajcie końcówkę w bok pączka i ciach porcję nadzienia. Radzę trochę więcej jak mniej, bo u mnie w domu ciągle awantury,że za mało mermelady. Na koniec lukrujemy. Ja robię najprostszy lukier na świecie. Cukier puder, odrobina zimnej wody, tyle, żeby była gęsta papka i usmażona skórka pomarańczowa. Koniec, kropka, efekt murowany.
Trochę się rozpisałam, ale chciałam Wam przekazać dokładnie wszystkie wiadomości, cobyście mnie nie błogosławiły, jak coś pójdzie nie tak.
Jest taki przesąd,że jeśli ktoś w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka to nie będzie mu się wiodło. Będziecie ryzykowały, żeby sprawdzić czy to prawda? Ja nie zamierzam. Jutro w ramach odchudzania nie gotuję obiadu. Będę jadła pączusie.
Pozdrawiam i życzę powodzenia
Wasza nie dbająca o figurę w tłusty czwartek
Zostaw komentarz