Jak ja kocham wrzesień. To nic, że koniec lata. Tego żałuję, bo jestem rośliną ciepłolubną. Ale jak popatrzę na to, co nam przynosi, to jestem w stanie wybaczyć nawet te niższe temperatury.
W sobotę wybrałam się do Ursusa na bazarek. Teoretycznie po koszule polarowe dla mojego Misia, coby mu zimą plecki, tudzież inne części ciała nie zmarzły, jak będzie stał i patrzył na te swoje gołębie. Na …. mu te gołębie, to nie wiem, ale lepiej niech się gapi na gołębie niż na obce baby. Nieprawdaż? Pojechałam też po mleko, takie prosto od chłopa, wróóóć, prosto od krowy. Znowu zaczęłam robić biały ser. Z domowym dżemem palce lizać. Misio mnie zmusza. Aha, i jeszcze po kurkę grzebiącą na niedzielny rosół. Ale jak weszłam na bazarek, jak zobaczyłam ogrom cudownych, kolorowych warzyw to po prostu oszalałam. Góry papryk, czerwonych, zielonych, żółtych,pomarańczowych. Łagodnych, ostrych. Pomidory najróżniejszych odmian. Fioletowe bakłażany, zielone i żółte cukinie, że o innych warzywach nie wspomnę. Istne szaleństwo. Nie mogłam się oprzęć.
Nakupowałam całe siaty tych darów lata i postanowiłam zrobić ostry mus warzywny. Taki dodatek do wędlin, pieczonych mięs czy serów. Skrzyżowanie ajwaru i ratatuj. Coby mi się nie nudziło, bo dzieci i wnuki się nie zapowiedziały.
Spróbujcie zrobić go razem ze mną. Przygotujcie:
4-5 dużych czerwonych papryk
0,25 kg ostrych papryczek, ja wzięłam chili i jalapeno, bo takie sobie wyhodowałam w ogródku
2 bakłażany
2 nieduże cukinie
4 duże cebule
główka czosnku
1 kg pomidorów, najlepiej podłużnych typu San Marzano
kilka łyżek oleju
2 łyżki maggi
sól do smaku
1 para rękawiczek jednorazowych ( koniecznie! )
Zaczynamy od bakłażanów. Kroimy ze skórą w grubą kostkę, solimy, wykładamy na sito, żeby puściły sok. Pomidory sparzamy wrzątkiem, obieramy ze skóry, kroimy na kawałki. Każde warzywo kładziemy do oddzielnej miski. Cukinię obieramy, kroimy w półplasterki, w miarę cienkie. Paprykę po wykrojeniu gniazd nasiennych w paski. Cebulę w kostkę, czosnek w plasterki. Na koniec bierzemy się za najgorsze. Rękawiczki jednorazowe na ręce i pozbawiamy pestek ostre papryczki. Nie śmiejcie się z rękawiczek, bo nie daj Bóg dotknąć się do oka, czy nawet nosa. Dramat!
W głębokim, dużym rondlu rozgrzejcie kilka łyżek oleju. Nie oliwy, tylko rodzimego oleju rzepakowego. Oliwa smakuje we Włoszech, a nie nad Wisłą. Wrzucajcie po kolei co kilka minut przygotowane warzywa. Cebulę, czosnek, bakłażany, cukinię, obie papryki. Niech duszą się na małym ogniu przez 30-40 minut. Od czasu do czasu mieszajcie. Dołóżcie pomidory. Po godzinie dodajcie maggi i sól do smaku, może trochę cukru. Niech jeszcze się dusi do połączenia smaków i odparowania nadmiaru soków.
Odstawcie z ognia. Zmiksujcie blenderem. Nie musi być konsystencji ketchupu. Jeszcze raz posmakujcie. Jeżeli uważacie że jest pyszny, trzeba zabrać się za wekowanie. Przygotujcie słoiczki. Radzę wybrać najmniejsze jakie macie. Lepiej częściej otworzyć mały, niż wyrzucić połowę dużego, bo się zaplątał z tyłu lodówki. Garnek jeszcze raz postawcie na ogniu. Gotujący mus (uwaga! małpa lubi pryskać) wkładajcie do słoików, mocno zakręćcie pokrywką, postawcie do góry nogami i nakryjcie kocykiem. Miejmy nadzieję, że wszystkie się zamkną. Mnie się szczęśliwie zamknęły, ale pamiętajcie żeby sprawdzić jak wystygną.
Strasznie się rozpisałam, ale chciałam Wam dokładnie opisać krok po kroku jak się do owego musu zabrać. Tak naprawdę to najdłużej trwa przygotowanie warzyw. Później to już chwila moment i zrobione.
Mus jest doskonały. Powinien zachwycić wszystkich. To taka alternatywa dla ketchupu. Taka alternatywa bez chemii.
Namawiam Was do zrobienia, zimą się przyda. Nie chcę krakać, ale zima będzie ostra. Las mi to mówi.
Póki co cieszmy, się pięknym początkiem jesieni.
Wasza jak zwykle optymistycznie nastawiona
Zostaw komentarz