No nic mnie tak nie denerwuje, jak taka pogoda. Ni to jesień, ni to zima. Szaro, buro i ponuro. Po weekendowej wizycie wszystkich wnuków dom wygląda jak po najeździe Hunów. A weny do sprzątania brak. Żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce! Mam to w nosie. Jutro też jest dzień. Już kiedyś pisałam, że kurz, który leży równo jest niewidoczny. Tego się będę trzymać i Wam też to radzę. Czasami. Dla poprawy humoru.
Ja dla poprawy humoru postanowiłam wybrać się do kosmetyczki. Nie zgadniecie co sobie zafundowałam? Sztuczne rzęsy. No nie pukajcie się w czoło. No tak mi się zachciało. Moje są, a jakoby ich nie było. Króciutkie, wyleniałe, jak to u starej baby. A zawsze chciałam mieć jak firanki. Tak się chyba mówi. Podziwiałam takie u córki, u koleżanek. I tak mi się zachciało.
Czyż nie są piękne? Wyglądają tak naturalnie, że nikt nie pomyśli, że to nie moje rodzone. A jak mi humor poprawiły. W dodatku do kompletu zrobiła mi pani Monika manicure. Hybryda, żeby nie było. Tak że tak. Jestem prawie jak nowa. Tylko Misio z ubolewaniem kiwa głową. Nic to. Przyzwyczai się, że żona mu pięknieje. Ha, Ha. Skromność to moje drugie imię.
Wasza zadowolona ze swojej odwagi
Jola
Zostaw komentarz